Życie w obozie jenieckim Changi na Singapurze polegało na ciągłej walce o przetrwanie. Każde jajko, które stanowiło największe źródło witamin, było dla więźniów na wagę złota. Na samym ryżu, którego i tak było jak na lekarstwo, nie dało się pociągnąć nawet tygodnia. Szerzące się czerwonka i malaria powodowały, że pękający w szwach obozowy szpital był najczęściej odwiedzanym miejscem każdego żołnierza. Był jednak Król. Król potrafił dopasować się do tej sytuacji. Jako jedyny w obozie miał własną kurę i ważył trzydzieści kilogramów więcej od reszty niedobitków. Umiał robić interesy. Był pośrednikiem w transakcjach pomiędzy więźniami a strażnikami. Zarobione pieniądze stawiały go na tronie wśród dwóch tysięcy jeńców, a jednocześnie potęgowały ich najszczerszą nienawiść do Króla.