W dziejach muzyki zawsze zdumiewał mnie fakt, że niektórzy kompozytorzy umierają dla publiczności na przeciąg dwóch, trzech wieków, aby potem nagle zmartwychwstać – w wielkiej chwale – dla całego świata. Tak było z Monteverdim, zupełnie zapomnianym przez lat trzysta, i z Mahlerem we Francji… Antonio Vivaldi był pogrzebany przez z górą trzy stulecia, a muzykolodzy odmawiali mu wszelkich walorów… Moje spotkanie z „Montezumą” Vivaldiego było moim spotkaniem z pierwszą wielką operą o tematyce amerykańskiej. „Montezuma”, co wielokrotnie podkreśla librecista Alvise Giusti, opiera się na kronice Antonia de Solisa. Przed paru laty oglądałem tę operę; skłoniło mnie to do napisania „Koncertu barokowego”. Pierwszy rozdział rozgrywa się w Meksyku, drugi w Hawanie, trzeci w Madrycie, czwarty w Wenecji podczas próby generalnej „Montezumy”. Akcja zaczyna się w roku 1709, kończy w roku 1955 w weneckim teatrze Sant’ Angelo.
z wywiadu udzielonego przez Alejo Carpentiera meksykańskiemu pismu „Diorama”