Faulkner dokonał tu zamachu na nienaruszalną dotąd zasadę autorskiej wszechwiedzy. Dzieląc opowieść o upadku rodziny Compsonów pomiędzy trzy dramatis personae i obserwatora zewnętrznego, narzucił czytelnikowi rolę śledczego, który musi się zmierzyć z zakłamaniami, nieskładnością i zacieraniem się chronologii. Tworzy to przejmujący obraz naznaczonej iście antycznym fatum rodziny, obraz tym bardziej przekonujący, że prawdziwy jedynie w monologu idioty.
