Książki, które były i są dla mnie ważne, układają się w kilka kategorii.
Za mądre, humanistyczne spojrzenie na świat bardzo wysoko cenię Antoina de St. Exupery. Jego „Ziemia, planeta ludzi” jest dla mnie naprawdę wielką, humanistyczną książką. (Humanizm rozumiem tu jako afirmację człowieczeństwa). Podobnie „Nocny lot” czy „Poczta na południe”, które będąc w szkole niesłusznie uważałem za jakieś opowiadania wojenne. Naprawdę są to filozoficzne rozważania o roli człowieka w postępie. Przepiękne myśli mądrego i wrażliwego autora.
Bardzo dla mnie ważną książką jest „Czarodziejska Góra” Thomasa Manna. W niej – szczególnie sekwencje interesujących rozmów z prof. Settembrinim.
Fiodor Dostojewski – „Bracia Karamazow” – dla mnie jest to największa książka Dostojewskiego (Cenię ją bardziej niż „Zbrodnię i karę”). Ujęła mnie doskonałym spojrzeniem na psychologię czterech postaci, czterech braci Karamazow. W pewnym sensie jest to kryminał – ale już na pierwszej stronie wiadomo kto zabił. Potem ze strony na stronę – jesteśmy tego coraz mniej pewni. Jednak nie należy się dać złapać w pułapkę. To nie kryminał i nie o mordercę tu chodzi. Chodzi o naszą własną osobowość która składa się w różnych proporcjach z osobowości czterech braci Karamazow. Jest to książka o wszystkich szlachetnych, głupich, brudnych, a czasem inteligentnych zakamarkach naszej duszy. Czytając ją czasem rumieniłem się ze wstydu, tak jakby autor na czymś prostackim mnie przyłapał.
Polecam też bardzo interesującą jest sekwencję rozmowy Iwana z odwiedzającym go pewnego wieczoru szatanem. Te doskonałe rozważania o istocie istnienia zła są często przedmiotem dyskusji różnych grup terapeutycznych.
Chyba najwspanialszą dla mnie książką jest cykl powieściowy Marcela Prousta „W poszukiwaniu straconego czasu”. To wielka, mądra książka. Kiedy ją czytałem po raz pierwszy – miałem ją pożyczoną z biblioteki, więc co ciekawsze myśli, fragmenty zacząłem sobie notować. W rezultacie powstały z tego trzy zeszyty notatek. Te wszystkie przemyślenia na temat funkcjonowania naszej pamięci, naszego obrazu w oczach innych, naszego obcowania ze sztuką (ale także i „salonem”) – były dla mnie ogromnym doświadczeniem.
Jest to jedna z kilku najważniejszych książek w całym XX wieku. Polecił mi ją jeden z moich najlepszych przyjaciół, na którego guście literackim mogłem ślepo polegać. Powiedział: „Wiesz, przeczytałem już 300 stron, ale nadal nie wiem o czym ta książka jest. Jednak czytanie jej jest ogromnym intelektualnym przeżyciem”. Kiedyś ktoś, kogo bardzo szanowałem, w mojej obecności powiedział, że nie wyobraża sobie wykształconego Polaka po trzydziestce, który by tej książki nie czytał.
Z drugiej strony ja nie radzę jej czytać grubo przed trzydziestką – bo wcześniej człowiek często oczekuje, że książka będzie opowiadała jakąś historię. Tu oczywiście ta historia (nawet miłosna) jest, ale to tylko pretekst do refleksji. Tu liczy się osobowość narratora. Często cytuje się fragment dotyczący ciasteczek (magdalenki) cioci Leonii – który to fragment jest przecież czymś w rodzaju artykułu o skojarzeniowej (asocjacyjnej) cesze naszej pamięci. Ja, gdy zachęcam przyjaciół do przeczytania tej książki – mówię im często o fragmencie opisującym refleksje, gdy narrator budzi się w pokoju hotelowym i przez 3-4 sekundy nie wie jeszcze gdzie jest. Właściwie przez ten czas jest jeszcze „nigdzie”. Te trzy sekundy opisane się na kilku stronach. Niezwykły tekst, niezwykła książka.
Wielkie dramaty Szekspira – dają mi poczucie obcowania z pięknem zaklętym w mowę. Sam dawniej często skrycie marzyłem by mieć dar słowa; by za pomocą kilku zdań potrafić zamieniać dowolne pomieszczenie w wielką salę tronową, lub w ogród w Weronie. Oglądając kiedyś, jakąś sztukę Szekspira doznałem takiego wrażenia jak wtedy, gdy bardzo spragniony wędrowałem przez pustynię, dotarłem do oazy i wreszcie piłem orzeźwiającą wodę.
Szekspira cenię również za znawstwo natury ludzkiej – te wielkie dramaty są przecież o tym. No i jako wielbiciel teatru – doceniam jak dobrze są napisane są wszystkie role. W tych dramatach rzeczywiście nie ma małych ról. Każdy ma coś istotnego do zagrania.
„Bóg Urojony” – Richarda Dawkinsa, ale także i inne jego książki – adresowane do czytelnika, który odważa się myśleć samodzielnie. Trakcie moich licznych podróży do różnych kultur na Oceanii – często Buszmeni pytają mnie o duchy lub „dlaczego ludzie umierają”. Nie dają się łatwo zbyć opowieściami o raju. Skoro pytają, to znaczy, że mity (własne lub chrześcijańskie) ich krytycznego umysłu nie zaspokajają. Wcześniej czy później każdy zacznie się zastanawiać dlaczego w potopie zginęły setki tysięcy niewinnych dzieci. I czy nasze poczucie sprawiedliwości się nie buntuje, gdy po potopie, nad ciałami tych gnijących zwłok dzieci pojawia się przepiękna tęcza.
Bardzo polecam tę książkę wszystkim, którzy już przestali wierzyć w świętego Mikołaja.
Albert Camus – „Dżuma” – dla mnie to nie jest książka o zarazie. To książka o tym jak ludzie zachowują swoje człowieczeństwo – nawet w obliczu kataklizmu. Kolejna piękna i mądra książka z dużą dozą afirmacji człowieczeństwa. Całe strony naprawdę mądrych przemyśleń.
„Świat Zofii”, Jostein Gaarder– teoretycznie to książka dla młodzieży. Odkryła przede mną inne oblicze wspaniałego świata filozofii, czyli ważnych pytań o ważne sprawy. Książka dla mnie tak ważna, że mam ją i w wersji papierowej i w wersji dźwiękowej. Z wersji dźwiękowej wyodrębniłem sobie obszerne fragmenty filozoficzne i puszczam sobie, gdy zajmuję się długim gotowaniem. Bo tej książki można wielokrotnie wracać, jest ogromnie gęsta w warstwie poznawczą.
Książki mojego dzieciństwa:
„Dzieci z Bullerbyn” – przepadałem za tą książką i czytałem ją wielokrotnie.
Alfred Szklarski – Cykl przygód Tomka Wilmowskiego. To z tych książek pojawiła się u mnie pasja podróżowania do bardzo odległych miejsc. Podróżowania, które jest dla mnie synonimem wolności. Byłem już w większości miejsc, w których odbywał swoje przygody Tomek i teraz wiem, że autor Alfred Szklarski nigdy w tych miejscach nie był. Mimo to, nauczyłem się czegoś bardzo ważnego od jednego z bohaterów tej książki, Andrzeja Wilmowskiego (ojciec Tomka). Nauczyłem się szacunku z jakim należy się odnosić do Buszmenów, do których regularnie jeżdżę na wyspy Oceanii. Na przykład, że wodza nie można poklepywać po ramieniu, bo to jest ich król. Kiedy się szanuje króla, szanuje się wszystkich. Największą pochwałą jest, gdy Buszmeni mówią do mnie: „You are a very special white man”. Rzeczywistym wcieleniem humanizmu Andrzeja Wilmowskiego był dla mnie Stanisław Szwarc-Bronikowski. Dla mnie to był podróżnik-filozof, podróżnik-humanista.
W chłopięcych latach bardzo ważne były dla mnie książki popularnonaukowe dla młodzieży. Np. Stefan Sękowski – „Ciekawe doświadczenia”, Szczepan Jeleński – „Lilavati” i „Śladami Pitagorasa”. To takie książki wytworzyły fascynację wiedzą, która ostatecznie sprawiła, że poszedłem w stronę badań naukowych.
Dr hab. Jerzy Grębosz – autor książek o języku C++, fizyk, popularyzator, podróżnik-antropolog.
Pracownik Instytutu Fizyki Jądrowej imienia Henryka Niewodniczańskiego Polskiej Akademii Nauk (IFJ PAN). Popularyzator nauki – wszechświat wyjaśnia w sposób kreatywny i niekonwencjonalny, między innymi poprzez widowiska artystyczne, animacje komputerowe, czy też autorskie spektakle i filmy popularnonaukowe (nagradzane na przeglądach i festiwalach filmów naukowych i edukacyjnych, wykorzystywane do nauki w szkołach). Autor publikacji z zakresu fizyki jądrowej i języka C++. Jego książki – „Symfonia C++ Standard” oraz „Pasja C++” – są podręcznikami na wielu polskich uniwersytetach. Z zamiłowania podróżnik – antropolog. W swoich podróżach na wyspy Oceanii poznaje pierwotne plemiona i ich kulturę.
Więcej informacji: www.ifj.edu.pl/~grebosz/